Post i nadzieja
To, że post, umartwienie i pokuta towarzyszyć winny nam w Wielkim Poście jest oczywiste i od wieków praktykowane. Podczas jednak pielgrzymowania stacyjnego ich złączenie z teologalną cnotą nadziei stało się dla mnie przekonujące poprzez wysłuchanie tegorocznej rekolekcyjnej nauki o. Ernesta. Przekonanie „nie poście po swojemu”, tak jak i „nie nawracajcie się po swojemu” wymaga głębszego zastanowienia nad znaczeniem postu i jego praktyką. Jeśli bowiem tak czynimy, to post może okazać się bezużyteczny i niemiły Bogu; postem, którego Bóg nie chce. Szczególnie w jego faryzejskiej postaci, którą znamy z ewangelicznej przypowieści o Faryzeuszu i celniku. Nie trudno wywieść z tej Ewangelii interpretację, że post faryzejski, podporządkowany żydowskim prawom pobożności, wbija w pychę, w „bezczelne wyliczanie przed Bogiem umartwień, których się podejmujemy”; co więcej, chwalenie się nimi przed innymi, wręcz „kupczenie” czy „zawieranie transakcji z Bogiem”. Jak mówi rekolekcjonista, taki faryzejski post „wbija w pychę”, a poszczenie o chlebie i wodzie, odmawianie różańców, odprawianie dróg krzyżowych bez przemiany w sercu, bez radykalnej przemiany życia, bez pragnienia zmiany całego życia nie jest postem, którego Bóg pragnie. „Nawrócenie serca”, „rozdzieranie serca, a nie szat”, jest tym, czego Bóg od nas oczekuje, bo w ten sposób wyrażamy Mu naszą miłość, miłość Oblubieńczą. Wystarczy zajrzeć do Ewangelii według św. Mateusza (Roz.9), aby poznać na czym ta miłość postna ma polegać. Jezus indagowany w kwestii postu przez faryzeuszy enigmatycznie odpowiada im pytaniem na pytanie: „Czyż goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi?” To tajemnicze odniesienie się do faryzejskiego postu winno nas zniechęcić do rygorystycznej, formalnej jego praktyki, bo oddala ona nas od oczekiwań Boga względem pokutnika, a przybliża jego celnikową postać. Pościmy bowiem, aby „bardziej kochać”, aby „serce nie było ciężkie”. I w tym uwyraźniamy relacyjną formę postu oblubieńczego, a zarazem jego powiązanie z teologalną cnotą nadziei. Dlaczego? Dlatego, że w „miłosnym wymiarze postu” otwieramy się na nadzieję życia wiecznego, która wymaga przemiany dotychczasowego naszego postępowania; wymaga przemiany serca. Tak pojęta teologalna cnota nadziei otwiera nas na ucztę Eucharystyczną; na ucztę wieczną. Post Eucharystyczny tak rozumiany nie jest żydowskim prawem, lecz spotkaniem z kochającym Bogiem; jest zadatkiem na życie wieczne.
Wskazuje on ponadto, że podejmując taki post „jesteśmy w drodze” do życia wiecznego, po prostu pielgrzymujemy w kierunku Boga. y W takim przybliżeniu nauki o poście przez o. Ernesta, odkrywamy tę niebanalną prawdę, że post jest nadzieją na życie wieczne.